sobota, 28 sierpnia 2010

Lawendowy recycling

Już od dawana miałam ładnie ozdobić swoje kartony porozstawiane w pokoju - jeden na torebki, drugi na drewniane rzeczy do decoupage, trzeci z jakimiś segregatorami, czwarty z farbami i lakierami do decoupage... w sumie mam ich sporo, bo dostaję jeden co miesiąc. I zawsze znajduję dla nich zastosowanie. Tym sposobem nie wydaję grosza na modne koszyki. :) Tylko trzeba zrobić coś z ich paskudnym wyglądem. Oto początek mojej walki z brzydactwem kartonów.



Do działania zmobilizowałam mnie Asket, która na cele użytkowe ozdobiła kilka kartonów po butach. Wprawdzie mój karton nie jest tak spektakularny jak jej kartoniki ale zawsze to lepiej wygląda niż zwykły karton. :) I tak jak Asket pisze - kartony to dobry sposób na ćwiczenie się w decou. Ja swoją serwetkę z lawendami przykleiłam a żelazko :) - daje radę nawet na kartonie co mnie cieszy niezmiernie.

Śpioszkowa candy

Wczoraj dostałam paczkę od Darii z Kolorowego Zacisza . W Paczce był ten oto śpioszek (raczej śpioszka) - moja wygrana w Candy. Bardzo dziękuję Darii za... właśnie czy śpioszka ma już imię? Ja jeszcze żadnego jej nie nadałam. Chciałabym dać Ika :). Sądzicie, że będzie pasowało?


Z resztą nie ważne jak będzie miała na imię - na pewno będzie czuwała nad dobrym snem :).

czwartek, 26 sierpnia 2010

Decou na deszczowe dni

Pada okropnie. Nawet z psem nie wyjdę na spacer. Więc siedzę w domu i w końcu zmusiłam się do obzdjęciowania ostatnich moich prac. Wszystkie dotychczasowe i nowe zawsze wrzucam na picase dlatego tutaj będę pokazywać tylko te, które udało mi się zrobić od założenia bloga. Dzisiaj dość solidną porcję zdjęć chciałam wam pokazać. Nie wiem dlaczego ale najciężej w tym całym dekupażu przychodzi mi lakierowanie (ugh!) i zdjęciowanie. Bo to trzeba ładne światło mieć, i potem wszystko wrzucić na komputer i obrobić. Jakoś mnie to przerasta. Chociaż nie będę kłamać - nic lepszego do roboty w ostatnie dni wakacji nie posiadam. Byłam na grzybach - zebrałam marną garstkę tyle co na sos. I tyle się narobiłam. :) To już w takim razie tylko i wyłącznie przejaw mojego lenistwa. A tu od poniedziałku do pracy. O matko. Co ja będę więcej gadać, pokażę  lepiej co tam mi wyszło ostatnio.

To jest szkatułka, która może być jako do kompletu dla tacy, tyle że szkatułka ma wykończenie w pastelowej zgniłej zieleni, a taca w pudrowym różu. Myślę że i tak do siebie pasują. A i nie mają jeszcze właściciela :). Może ktoś się znajdzie... bo aż żal żeby na półce mojej leżały.


A tak się ten komplet prezentuje. Myślę jeszcze dorobić podkładki pod kubki z tym motywem różanym, co wy na ten pomysł? Tylko... właśnie o podkładkach to zaraz będzie...

Tu widać środek szkatułki. Za uchwyt służy wstążeczka (która kiedyś zdobiła moją spódnicę ;) ). Na wewnętrznej stronie wieka jest ornamencik zrobiony jasnym różem. Niestety na zdjęciu prawie go nie widać, a szkoda, bo (moim zdaniem) ładnie uzupełnia trochę puste wnętrze. 


A teraz ostatnio wykonany chustecznik dla cioci. Zlecenie dostałam jeszcze w marcu ale potwornie nie mogłam się za to zabrać. Zabejcowałam tylko chustecznik i czekał on cierpliwie aż do zeszłego tygodnia. Kwiat na tle z nut był od początku i wyszedł jak chciałam. Zamiast ornamentów naklejone był tam też elementy tego amarylisa z tej samej serwetki. Ale potwornie mi się nie podobało no i nóż do tapet  poszedł w ruch żeby szybko to obrzydlistwo odkleić. Potem trzeba było trochę odbarwić bejcę, żeby nie było widać śladów po naklejeniu i ostatecznie umieściłam tam ornamenty. To moje początki z ornamentami z szablonów - w sumie niedawno je nabyłam, dlatego dopiero rozpoczynam eksperymenty z nimi. Wg mnie chustecznik ostatecznie wyszedł przyzwoicie. Mojej mamie się nie podoba ze względu na ornamenty. A Wy co na ten temat powiecie?




No i ostatnia rzecz jaką mam wam dzisiaj do pokazania.


Chustecznik już dawno wylądował w moich albumach internetowych. Tylko jakoś nie miałam okazji go pokazać tutaj. Do chustecznika dorobiłam 3 podkładki pod kubki - w planach są jeszcze 3, ale żeby je zrobić to muszę iść na piwo. A okazji na razie nie miałam. Bo trzeba wam wiedzieć, że podkładki które tutaj widziecie pierwotnie był podkładkami pod piwo (Piwo na Ż). Stwierdziłam, że to wcale nie głupi pomysł się nimi pobawić. No i tak wyszło. Dzięki farbie i lakierowi są twarde i nic, a nic mi się podczas pracy nad nimi nie wyginały. Dobra tekturka.


Dzbanuszek był do mleka i miał napis Avon (jako konsultantka Avon - jak poważnie to brzmi! - dostaje się wiele różnych, często niepotrzebnych rzeczy). No i początkowo chciałam zrobić na nim spękania, ale crackle mi zaczął spływać z niego i spękania ostatecznie wyszły fatalne. To postanowiłam, że zedrę z niego starą farbę i zrobię do kompletu dla podkładek i chustecznika. Trochę z tym dzbanuszkiem nie wyszło, bo go wcześniej używałam jako miseczkę na bejcę. No i bejca jakaś została na farbie starek i wylazła spod białej... za to właśnie nie lubię bejcy. Ale trudno. Dzbanuszek i tak zostaje u mnie ;). Chustecznik i podkładki czekają na zainteresowanych.

Tymczasem do odezwania! :) Aaaaa i pochwalę się na koniec - wygrałam swoje pierwsze candy!!!!! W Kolorowym Zaciszu maszyna losująca była tak łaskawa i wyciągnęła kartkę z moim nickiem. Teraz czekam na paczuszkę ze śpioszką w czerwonej piżamce. Dzisiaj dostałam przesyłkę od Kasi z Różności dla przyjemności. Zamówiłam u niej ślimakową parę młodą (na ślub zamiast kwiatków) i serduszko dla dziewczynki... która urodzi się w październiku. Ale nie mi, nie :)...

Oto te ślimaki - są mega!

A to serduszko:

sobota, 7 sierpnia 2010

Zwierzaki filcaki

Nie zamierzam nigdy bawić się w filc. Choć jak mawiała mądra mysz z Amerykańskiej Myszy ''nigdy nie mów nigdy". Do filcu trzeba cierpliwości, której nie mam. I tak cudem chyba wytrzymuję ze swoim dekupażem ;). Ale, ale... chciałam dzisiaj pokazać co znalazłam ostatnio szukając filcowych zwierzątek, które koniecznie chciałam pokazać koleżance. I oto efekt moich poszukiwań: http://www.fadeeva.com/

Tych myszek nikt nie wyganiałby ze swojej spiżarni.






Czyż ta mysia para aż nie prosi się żeby ją przytulić?


A takie koty to bym nawet mogła mieć w domu - nie trzeba po nich sprzątać, nie ma nigdzie ich sierści i jeść nie wołają :). 


Nie mówię już nawet że pani Natasha Fadeeva stworzyła dla tych zwierzątek małe domki, krzesełka i inne cudeńka. Zawsze marzyłam żeby mieć taki prawdziwy domek dla lalek, który się rozkłada i są w nim małe pokoiki z tymi pięknymi mebelkami z drewna. Teraz chciałabym dodatkowo aby w takim domku mieszkały takie myszki. :) Mając 24 lata na karku i skończoną filologię angielską i filozofię, zaczynając pracę od września w LO marzą mi się maleńkie mebelki i myszki z filcu... Chyba przeraża mnie nadchodząca wielkimi krokami dorosłość! Mam nadzieje jednak, że w swoich pragnieniach nie odstaję od reszty "dużych" dziewczynek. :) 

Miłego, deszczowego popołudnia. Zamierzam je spędzić czytając "Rozważną i Romantyczną", popijając zieloną herbatą z mandarynką. 

wtorek, 3 sierpnia 2010

Candy u krasnalki

Początki mojej grządki

Za namową krasnalki i jednoskrzydłej odważyłam się i założyłam swój pierwszy blog. Do tej pory chwaliłam się swoimi dokonaniami w dziedzinie decou na fb, nk oraz albumie picasa. Po roku od rozpoczęcia przygody z decou przyszedł i czas na bloga. W rocznicę swojego zauroczenia decou robię krok do przodu. Zgłosiłam się również do sklepu internetowego (Galeria Unikatu), gdzie można kupić niektóre z moich prac. Mam nadzieję, że znajdą one swoich wielbicieli i rafią w dobre ręce. W innym wypadku moje finanse znacznie podupadną, a pokój zamieni się w magazyn pudełek, szkatułek i tac kuchennych. Chętnie bym zostawiła każdą jedną rzecz, ale jak wiadomo każde dziecko powinno opuścić gniazdo. Każdy z bibelotów musi zostać wyrwany z mojej grządki.
Tutaj można znaleźć dotychczasowe prace wykonane przeze mnie. Dość pisania - trzeba brać się do lakierowania... najgorszej części dekupażowania. Poniżej mała próbka moich umiejętności. Są to najnowsze plony mojej grządki. Wszystkie komentarze mile widziane!